22 maja 2010

Urzeczywistnianie się nieprawdopodobieństw

O katarze w aspekcie utrzymywania ciągłości działania pisałem wczoraj. Tym razem coś o rachunku prawdopodobieństwa.
Przypomniał mi się fragment "Kataru" Stanisława Lema, gdzie dyskutowano kwestię urzeczywistniania się praktycznie nieprawdopodobnych zdarzeń ze względu na moc zbioru zdarzeń.
Polecam...

Był pan tu może w ogrodzie za altaną, tam gdzie poziomki?
- Owszem.
- Stoi tam drewniany stół, okrągły, nabijany na obwodzie miedzianymi ćwiekami. Zauważył go pan?
- Tak.
- Czy uważa pan za możliwe puścić na ten stół pipetką z wysoka tyle kropel wody, ile jest gwoździ, tak żeby każda kropla trafiła łepek?
- No… jeśli się dobrze przymierzyć, to czemu nie…
- A gdyby kapać na oślep to już nie?
- Oczywiście, że nie.
- Ale przecież wystarczy, proszę pana, żeby przez pięć minut padał deszcz, a każdy gwóźdź na pewno dostanie swoją kroplę wody…
- Jak to… - dopiero teraz zacząłem pojmować, do czego zmierzał.
- Tak, tak, tak! Mój pogląd jest radykalny. Zagadki nie ma w ogóle. O tym, co możliwe, decyduje moc zbioru zdarzeń. Im silniejszy zbiór, tym mniej prawdopodobne zajścia mogą w nim zachodzić.
- Nie ma serii ofiar…?
- Ofiary są. Wywołał je mechanizm losowy. Z otchłani nieprzeliczalności, o której wspominałem, opowiadając panu anegdotę. Wyłuskaliście sobie pewną szczególną frakcję, odznaczającą się wieloczynnikowym podobieństwem. Uważacie ją za całą serię i stąd jej zagadkowość.