11 maja 2010

Prywatność? Przecież to fikcja

Prywatność jest słowem kluczem. Niesie za sobą potężną treść, ale czym tak naprawdę jest?
Wikipedia przytacza następującą definicję "Prywatność jest stanem wolności od ingerencji innych i wiąże się ściśle z anonimowością. Prawa chroniące prywatność ludzi przed nieusankcjonowanną ingerencją rządów, firm i innych osób często są wpisane do kodeksów lub konstytucji."
Podobnie zaznacza w innym miejscu, "Prywatność często rozpatrywana jest jako prawo przysługujące jednostce. Prawo do prywatności funkcjonuje w niemal wszystkich współczesnych jurysdykcjach, chociaż w wielu sytuacjach może być ograniczane. W Polsce prawo to gwarantowane jest w art. 47 ustawy zasadniczej, oraz w przepisach prawa cywilnego. Prywatność nie jest dobrem samoistnym[1] (nie przewiduje jej art. 23 k.c.), wynika ona przede wszystkim z innego dobra osobistego jakim jest cześć (godność, dobre imię)."

* Nie jest to tekst naukowy, więc uważam, że definicja z Wikipedii jest wystarczającą


Czy jednak prywatność jeszcze tak naprawdę istnieje na tym świecie?

Każdy z nas codziennie jest „szpiegowany” na setki sposobów
• treści naszych rozmów telefonicznych i SMS'ów są rejestrowane (link);
• treści pisanych i czytanych maili znajdują się na serwerach pocztowych, mogą też być przechwytywane ze względów bezpieczeństwa (Moniuszko gdy już zacznie funkcjonować czy dyrektywa internetowe UE) czy też dla typowo komercyjnych celów (tak jak google);
• nasz wizerunek codziennie jest rejestrowany przez dziesiątki kamer CCTV umieszczanych na ulicach, w autobusach, przy chronionych budynkach, przy bankomatach...;
• nasza lokalizacja (jak i przemieszczanie) jest dokładnie znana dzięki stacjom bazowym z których korzystają nasze telefony komórkowe, wbudowanym GPS'om;
• korzystanie z kart kredytowych (w tym bezstykowych) czy bankomatów pokazuje gdzie jesteśmy w trakcie wydawania naszych pieniędzy;
• w systemach informatycznych ubezpieczycieli są informacje o naszym stanie posiadania czy wyjazdach, jak również informacje o naszych ewentualnych kłopotach zdrowotnych podczas wyjazdów;
• banki posiadając historię rachunków mają doskonałe źródła informacji co i kiedy kupujemy;
• sami publikujemy masę informacji na różnego rodzaju blogach, twitterach, bing'ach, czy śledzikach o tym gdzie byliśmy bądź co zamierzamy robić prosząc się o krzywdę;
• dodając funkcję geolokalizacji sami dajemy bardzo dokładną informację o tym gdzie jesteśmy, serwisy na telefony komórkowe pozwalają znajdować znajomych, którzy akurat przebywają w naszej okolicy;
• placówki zdrowia przetwarzają informacje o chorobach w systemach elektronicznych, tak jak apteki przetwarzają informacje o kupowanych przez nas lekach;
• publikujemy nagrania i zdjęcia swoje lub znajomych w „krępujących” sytuacjach;
• operatorzy internetowi mogą i muszą wiedzieć co robimy w internecie, administratorzy strony wiedzą które adresy IP są odpowiedzialne są dostarczane treści, czy też, które się łączą w publikowanymi informacjami;
• historia naszych wyszukiwań, oglądanych czy publikowanych materiałów jest przez niektóre firmy archiwizowana (choć podobno tylko 18 miesięcy). Podobno oczywiście...
• posiadając listy znajomych w rożnych forach społecznościowych dajemy możliwość analizy kogo znamy, z kim się kontaktujemy oraz wyciągania na tej podstawie wniosków czym i czemu się interesujemy;
• nasza aktywność w forach internetowych czy grupach dyskusyjnych jest archiwizowana...i zostaje tam na zawsze;
• przykłady można dalej mnożyć...

Czy w tym wypadku można jeszcze mówić o prywatności?


Najprostszym sposobem jest pogodzenie się z faktem, że prywatność już nie istnieje. Skończyła się wraz z momentem upowszechnienia przetwarzania danych w sposób elektroniczny. Jak niedawno powiedział CEO google Eric Schmidt "jeśli masz coś takiego o czym nie chciałbyś by wiedział ktokolwiek inny to może wpierw nie powinieneś tego robić".
W sumie ciężko się z tym nie zgodzić...Myśląc o naszej prywatności powinniśmy zachować rozsądek. Umieszczając informacje o sobie zastanawiajmy się czy na pewno musimy to zrobić, czy nie mogą się stać przyczyną późniejszych kłopotów – (link do problemów z facebook).

Jednak jest jeszcze jedna strona zagadnienia. Prywatność w rozumieniu osób takich jak Eric Schmidt oznacza proste fakty „co”.
Zrobiłeś coś brzydkiego – będzie to poznane i napiętnowane przez społeczeństwo (czy też określoną jego grupę).
Jednak zagregowanie danych z różnych źródeł, biorąc pod uwagę też ramy czasowe, pozwala na dogłębną analizę „dlaczego”. A tutaj wchodzimy w kwestie etyczne, dogłębnego poznania siebie jako istoty społecznej.
Okazuje się, że bliżej nie zidentyfikowany „ktoś” może wiedzieć więcej o nas niż my sami. Pozna nasze przesłanki, będzie w stanie przewidywać jak się zachowamy w potencjalnie możliwych, przyszłych sytuacjach.
Niemożliwe? Niewiarygodne? Niepotrzebne? Najwidoczniej nie wszystkim, gdyż nie tak dawno google kupiło spółkę Recorded Future zajmującą się ni mniej ni więcej tylko przewidywaniem przyszłości. Serdecznie zapraszam, do przejrzenia ich materiałów promocyjnych. Może nie tylko mnie przypomina się w tym momencie „Minority report” Spielberga

Miłego funkcjonowania w e-świecie.
And remember „Someone is watching you” :-)


Jeszcze kilka myśli, które mi się nie zmieściły w artykule...
1) Ważną do zaznaczenia kwestią na którą należy zwrócić uwagę jest fakt, że wiedza na temat potencjalnych zagrożeń jest również powszechnie dostępna i bynajmniej nie ukrywana. Poprzez google można wyszukać miliony informacji na ten temat, na serwisie youtube należącym do można spokojnie oglądać filmy takie jak ten
i zwiastuny filmów takich jak Antitrust (absolutna fikcja, w żaden sposób nie powiązana z żadną istniejącą firmą :-) . A nawet niniejszy artykuł jest utrzymywany na należącym do google serwisie blogger.com
2) Wszyscy wciąż piszą o google. Fakt, że to gigant przetwarzania informacji, ale nie jest to jedyna firma/organizacja posiadająca dane o naszym życiu. Niemniej staje się niejako symbolem elektronicznego zniewolenia.
3) Jeśli czegoś nie ma w googlach to nie istnieje!
4) Słyszałem kiedyś taki cytat „Najważniejszym elementem każdego spisku jest przekonanie innych, że żaden spisek nie istnieje”
5) Jest taka fajna książka... Traveler
6) Ups. nie dość, że się rozpisałem, to jeszcze wyszedł mi tekst dotyczący jednej znanej firmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzień dobry. Komentarze na tym forum są moderowane